Jan Grzegorczyk w Czarnkowie

    No i wreszcie doczekaliśmy się. Wczoraj, 24 maja 2018 roku,  gościł w naszym mieście, a dokładniej w Miejskiej Bibliotece Publicznej przy Placu Wolności 5, sławny pisarz poznański, Jan Grzegorczyk. Przyszło  wielu sympatyków jego twórczości, której tematyką jest głównie środowisko księży, ale nie tylko, ponieważ w jego powieściach nie brakuje również wątków kryminalnych. Ale  jest w nich także pełno humoru, zdrady i namiętności.

„Grzebie” w mrocznych zakamarkach dusz i wiele tajemnic wyrzuca na światło dzienne.

Gdzie się spojrzy  wszędzie pełno krzywizn, niedoskonałości,  złośliwości, strachu, ludzkiej nędzy. Wszędzie towarzyszy nam niewiara, a jednak poszukiwanie Boga, który jakby czekał na nasz najmniejszy odruch człowieczeństwa, miłości, dobroci,  promyczek nadziei i my „synowie marnotrawni” znajdujemy ukojenie w ramionach Najwyższego. W jego powieściach czuje się na każdym kroku „oddech Boga”, który dał nam wolną wolę, ale który też ciągle na nas czeka, gdziekolwiek jesteśmy

    Jan Grzegorczyk mówi czasem coś wprost, a jednak nie kończy myśli. Jego książki czyta się jednym  tchem i ciągle odczuwa się głód następnych. Czytelnik musi ciągle być czujny, żeby czegoś nie przegapić. Wyzwala w nas pokorę, której na co dzień tak bardzo nam brakuje.

    Na koniec spotkania pisarz zagrał na gitarze i zaśpiewał po rosyjsku i po polsku, piosenkę Bułata Okudżawy „Dopóki ziemia kręci się” i okazało się, że  też wspaniale śpiewa.

    Spotkanie trwało półtorej godziny, a wydawało się, jakby chwilę i odczuwało się niedosyt. Warto było czekać tak długo na Grzegorczyka, by móc przeżyć  z nim te niezapomniane chwile. I tu chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy się do tego przyczynili.

    Jan Grzegorczyk mógłby, tak uważam, poprowadzić rekolekcje dla młodzieży, mówiąc o swojej twórczości i przeżyciach w spotkaniach ze sławnymi ludźmi, takimi jak, na przykład ojciec Jan Góra, czy pisarz Roman Brandstaetter i wielu innych. Nie wspomnę tutaj jego podróży, choćby do Afryki. Bez wątpienia byłaby młodzież zachwycona.

    Mam nadzieję, że to spotkanie nie było ostatnim, bo jest w nas pragnienie wysłuchania go do końca, a ma jeszcze bardzo dużo do powiedzenia. Chciałbym też wierzyć, że  wielu z Was, którzy przeczytali ten artykuł, zachęciłem do lektury.

Dionizy Kochański